piątek, 2 grudnia 2011

10 w skali czyli niezły sztorm

Dziwny jest teeeen dzień. Niby dzień jak co dzień, ale jednak jakiś inny. Po obudzeniu pokopałem sobie w ścianki jak zwykle, ale jakieś takie bardziej twarde mi się wydały. Z jadłorurki jakieś takie wczorajsze resztki spłynęły, ale nic nowego, nic świeżego do mnie nie dotarło. Dziwne. Przecież jest dopiero 2 grudnia, a z prognozy wynika, że coś może dziać się dopiero za pięć dni. No nic to, chyba się zdrzemnę.

Ale nie da się spać, bo coś sporo głosów wokół słychać. Dziwne pytania padają, np. "Czy to Pani pierwsze dziecko?", "Czy leczy się Pani na jakieś choroby?", "Czy znieczulenie już działa?" itp. A do tego w tle słyszę muzykę. Szczerze mówiąc, to zaczynam czuć pewien dyskomfort psychiczny.

Oj, oj, oj.

Widzę światło - to chyba zły znak. Oj, więcej światła wpada przez tę podłużną krechę. Oj, dekompresja!!! Ratować łożysko i jadłorurkę! Kapsuła w niebezpieczeństwie!

Ej, czyje to WIELGAAAACHNE ręce?!

Ale o co kaman?! Ale weź mnie zostaw!

Oszczędź chociaż jadłorurkę!!!

Mamusiu! Jak tu zimno!

Mamusiu! Jak tu jasno!

Tatku! Ratuj! 

Ile człowieków!

Ja chcę ciemno, ciepło, ciasno!!!

Jestem goooooooooooły!

O! Powietrze! Ja krzyczę!

Ja żyję!

Łeeeeee..........................
Łeeeeee..........................
Łeeeeee..........................
Łeeeeee..........................
Łeeeeee..........................*

[*Przypis tłumacza i współautora: no normalnie sztorm, jak 10/10 w skali Apgar...]


==================KONIEC TRANSMISJI===================

[Z przyczyn oczywistych, technicznych i życiowych blog został przeniesiony tutaj.]

czwartek, 1 grudnia 2011

KTG

KTG. Dziś przez cały dzień często słyszałem ten magiczny skrót. Nie mogę wciąż jednak rozszyfrować, co on oznacza. Mam kilka teorii, ale one wszystkie jakieś takie teoretycznie-niepraktyczne mi się wydają. No bo czy KTG to:
- Którędy Ten Gówniarz... (no czegoś brakuje);
- Kurde Teraz Główka (no bez sensu jakoś);
- Kiedy Tata Gada (dziś tak dużo nie mówił wcale);
- Kapsuła To Gniazdo (no naciągane jakieś).

No i przede wszystkim nijak nie pasuje mi do tego, co tak podniosło ciśnienie w mojej kapsule, czyli do słów: "Ma Pani Skurcze", bo przecież to MPS...

Nic nie czaję... Grunt, że do 7 grudnia jeszcze sporo czasu!

Nowa perspektywa

Tak się ostatnio zastanawiałem, jak to będzie po "wylądowaniu". Jak będzie wokół, co będę widział - czy przed oczami będę widział coś innego, niż obraz, który widzę teraz, zgodny z zasadą 3C: Ciepło-Ciemno-Ciasno?

Przyjmijmy taką najmniej realną, najbardziej wykręconą i najdziwniejszą opcję, w której po wylądowaniu napotkam na inne "tambylcowe" istoty i będę na nie patrzył godzinami...

Sam nie wiem, czy tego pająka się bać, czy się z niego śmiać... :)

środa, 30 listopada 2011

Ostatnia taka środa

W związku z moją podróżą, z której chyba coraz bardziej zdaje sobie sprawę, jakiś taki "sentymenalny" nastrój mnie ogarnął...

To już ostatnia taka środa, ostatni taki czwartek, ostatni taki piątek itd. Od przyszłego tygodnia wszystkie te dni będą inne, nowe. To ostatnie takie dni:

...bez wścibskich rodziców monitorujących każdy mój krok i oddech.
...bez ciasnych pieluch z niespodzianką.
...bez perspektywy kujących szczepionek.
...bez kataru, kaszlu, otarć, siniaków, oparzeń, ukąszeń,  i innych tego typu atrakcji.
...bez efektu cieplarnianego.
...bez PZPN-u.
...bez kryzysu finansowego.

Wszystko będzie inaczej. Aż chcę się zaśpiewać do mojej jadłorurki i do mojej kapsuły:
"To ostatnia niedzieeeeeeela! Wkrótce się rozstanieeeeeeemy!"

Z drugiej strony moja "Tabula rasa" zacznie się zapisywać w zupełnie innym tempie i zupełnie inną czcionką (a raczej fontem, jakby powiedział wujek Bober).

czwartek, 24 listopada 2011

13 dni

LOG

Misja: LIFE01

Czas do startu: 13 dni 18 godzin 09 minut 35 sekund

Ogólny stan gotowości kapsuły: 95%

Załoga: jednoosobowa; ukończyła 37 pełnych tygodni zajęć treningowo-szkoleniowych, potrzebuje jeszcze kilku dni na ostatnie przygotowania; pozycja nieprawidłowa, choć zgodna z założeniami; masa w normie

Obsługa naziemna: dwuosobowa, nieco spanikowana, roztrzęsiona, ale w 100% gotowa

Miejsce lądowania: Europa Środkowo-Wschodnia, Polska, Warszawa

Komunikat bezpieczeństwa: Huston! Nie przewidujemy problemów!

Bez odbioru.

sobota, 19 listopada 2011

D-Day

W życiu każdego mężczyzny, nawet tego nienarodzonego, przychodzi taki dzień - TEN dzień - kiedy trzeba podjąć pierwszą męską decyzję i opuścić rodzinne gniazdko, wykluć się na świat albo, ja to się mówi, odciąć pępowinę...

Szczerze mówiąc mi się do tego nie spieszy. Zawsze jeszcze będę miał czas. A teraz? Listopad, grudzień - jakieś takie ponure miesiące, niedostosowane do przyjęcia Unborna. No bo niby dlaczego weźmy losowo wybraną datę, niech będzie np.7 grudnia 2011 r.: wtedy nagle i nieoczekiwanie miałbym opuścić moją wspaniałą kapsułę i zmierzyć się z nieznanym? Jakie siły by mnie do tego skłoniły? Kto by się o coś takiego pokusił bez konsultacji ze mną? Eeeetam.To praktycznie niemożliwe...

Ale jednak. Coś wisi w powietrzu. Czuję nieco adrenaliny docierającej do mnie przez moją jadłorurkę. Czuję delikatne podekscytowanie, ale sam nie wiem co jest jego powodem. Znam już smak i działanie kofeiny, ale to jednak coś innego. To prawda, że ostatnio miejsca już prawie w ogóle wokół mnie nie ma. Nie wiem, czy to kapsuła się kurczy, czy też ja się powiększam. Poza tym jak tak sobie patrzę na swój kadłubek i wypustki, to chyba wszystko, co miało się rozwinąć, już się rozwinęło. BTW czkawka nie jest cool.

Tak, czy inaczej, niby dlaczego ktoś miałby chęć mnie stąd eksmitować? I to właśnie tego 7 grudnia 2011 r.? Przecież to środa... Nawet nie weekend... Ale nie ma co się przejmować.

Strach przed nieznanym mnie nie ogarnie.

piątek, 18 listopada 2011

SoonBeBorn

Tak sobie ostatnio leżałem, miałem czkawkę i myślałem... Ale by było, gdyby się okazało, że ja to w sumie SoonBeBorn!