środa, 31 sierpnia 2011

1 kg

1 kg. Jeden kilogram. Jeden kilo, jak mówi młodzież. Jeden kilogramek.

Jak filozoficznie zastanawiał się mój wrodzony poeta: 
Co jest cięższe? Jeden kilogram żelaza, jeden kilogram pierza, czy jeden kilogram mnie?

Z doświadczenia wiem, że w życiu często jest czas na coś pierwszego. Pierwsze uderzenie w ścianę kapsuły (i to nie żadne motylki w brzuchu tylko konkretny kop w bok), pierwszy raz, gdy poczułem smak karmi za pośrednictwem mojego brzusznego kabelka, pierwsze (od)głosy dobiegające zza ściany, no i wreszcie pierwszy kilogram. Mój własny pierwszy kilogram! Inni tak bardzo się cieszą, jak je gubią. A ja tak bardzo się cieszę, że mam swój pierwszy kilogram!

Z takim kilogramem to już jest zupełnie inaczej. Zaczyna się mieć poważanie. Kapsuła zaczyna być już na tyle widoczna, że najpierw "idę" ja, a potem mój nośnik. Jeden kilogram sprawia, że ciężko już mnie nie zauważyć!

Jeden kilogram może sporo pomieścić. Mózg, płuca, wątróbkę i oczywiście serce. A propos, dzisiaj dowiedziałem się, że moje serce (a wtedy to raczej mała, jeszcze nie w pełni wykształcona pompka) zaczęło bić mniej więcej w 12. tygodniu mojego życia. A co ciekawe, najpierw przesuwało tylko krew wprzód i w tył (można było dostać skrętu szyi, prawie jak na meczu tenisa), bo nie miałem w pełni wykształconego układu krwionośnego (co wykluczało możliwość wyścigów krwinek typu Tour de Ja). Ale teraz już wszystko działa! I nereczki dobrze działają i produkują urynkę! Niech żyją nereczki!

To ja! Mam serce, mam nerki, mam inne elementy i na USG grożę wszystkim palcem!

A do tego ważę 1 kg!



poniedziałek, 29 sierpnia 2011

El poduszkowiec

Zostałem uwieczniony. Przynajmniej do pierwszego prania... (a tak serio, to mam nadzieję, że nie spierze się tak od razu :))

Zostałem uwieczniony na poduszce! Więc jestem swego rodzaju poduszkowcem!

Mama, tata, ja i wspomnienie Hiszpanii!


Przypominają mi się (ledwo, ledwo) moje pierwsze chwile, kiedy byłem jeszcze małą nieświadomą kijanką powstałą z zygoty, której jedynym celem było z blastocysty rozwinąć się w embrion, a następnie powodować mdłości i oznajmić światu moje przybycie dwiema kreskami na białym patyczku...

(Nie zapomnę pytania mojego taty: "Czy te dwie kreski oznaczają, że mamy twardą wodę?" O_o).

Hiszpania! Jakby nie patrzeć, to była moja pierwsza podróż! Ach, ten Madryt! Chciałoby się zaśpiewać "I smak waszych ust, hiszpańskie dziewczyny..."

Dziękuję bardzo ciociom: Oli i Uli :)

środa, 24 sierpnia 2011

Wibracje, góra i ciepłotwór

Ostatni tydzień był dość dziwny. W sumie sporo się działo. Dużo spałem. Leżałem na prawym boku. Leżałem na lewym boku. Leżałem na wznak. Ssałem kciuk.

Aha! Jeszcze uderzałem w kapsułę w dwa miejsca jednocześnie. Ale to powoli staje się standardem.

No i oczywiście znów czułem te dziwne rytmiczne wibracje! Pierwszy raz od czasu koncertów Moby'ego i Jamiroquaia, których - szczerze mówiąc (hehe to dobre: "mówiąc" - przecież ja w ogóle nie mówię jeszcze! Jak tu mówić, gdy w płucach pełno wody?) - prawie ich nie pamiętam, tak wyraźnie czułem wibracje i słyszałem dźwięki przez wyściółkę mojej kapsuły! W sumie melodyjki niczego sobie, z tym, że od razu mnie zmogły, jakoś tak kopać mi się odechciało... leżałem zasłuchany... zupełnie jak niemowlę. Grała jakaś Natalka, ale nie ta, która śpiewała "Mój dziadek zjadł mi psa..." itd. Niemniej jednak rytmiczne wibracje dźwiękowe to jest to, co lubię!

Oprócz tego poznałem znaczenie słowa "góra". Wcześniej góra była tam, gdzie nie było moich stóp. Tam, gdzie były stopy, był po prostu dół. A teraz góra znalazła się na środku pokoju. Góra leżała beznamiętnie. Obok góry słychać było dialog (cytuję z pamięci krótkotrwałej):

- O dżizas... Tego jest aż tyle?
- No tak jakoś wyszło...
- Może powinniśmy się nieco z tym powstrzymać. Czy on tego wszystkiego potrzebuje? A poza tym kto to będzie prasować?
- Oj, zobacz jaki ładny miś z niego będzie! Jakie uszka! I te buciki! A poza tym to będzie zima. Musimy mieć dla niego ubranka.
Po chwili ciszy ten niższy głos odparł:
- Idę na rower.

Więcej niestety nie pamiętam, bo tak mnie zabujało, że usnąłem. Mam jednak takie wewnętrzne wrażenie, że ten dialog i ta góra są jakoś powiązane z moją skromną osobą...



No i jeszcze najdziwniejsze! Pewnego razu wieczorem poczułem wyjątkowe ciepło z jednej strony. Towarzyszyły mu pewne rytmiczne i bardzo delikatne wibracje, coś w stylu mrrrr, mrrrr, mrrrr. Nie mogłem dojść, o co chodzi. Próbowałem uderzać w to miejsce, ale bezskutecznie. Na szczęście mój zewnętrzny monitoring zarejestrował tego dziwnego ciepłotwora. Nie wiem dlaczego, ale od razu jakoś tak bezpieczniej mi się zrobiło...



czwartek, 18 sierpnia 2011

Plusy sytuacji

Odkąd zacząłem mniej lub bardziej logiczniej myśleć, zaczynam widzieć coraz więcej plusów całej tej sytuacji. Jednym z nich jest z pewnością prawie całkowite uniezależnienie od świata pozakapsułowego: strajk na kolei mnie nie rusza, pogoda na weekend średnio ważna, a zakupy w MotherCare mnie nie obchodzą. O jedzeniu myśleć specjalnie nie muszę. Pory spania i wstawania nie mają znaczenia... W skrócie - ostatnie 23 tygodnie to jeden z najlepszych okresów mojego życia!

Hmmm... jakby się nad tym zastanowić, to w sumie... to w ogóle pierwsze 23 tygodnie mojego życia! Wow! Czy tak będzie zawsze!? No mam nadzieję!

A wracając do sedna, jest też inny poważny, namacalny plus całej tej sytuacji. Chyba wszystko obrazuje poniższy kolorowy obraz:


środa, 17 sierpnia 2011

Tandetni naśladowcy

Wszędzie to samo. W każdej branży (i jak się okazało również w mojej, phi) prędzej czy później pojawiają się naśladowcy, tandeciarze próbujący plastikowymi podróbkami i zbliżonym zachowaniem zbliżyć się do oryginału. Ja wiem, że tu jest fajnie: ciepło, spokojnie, wygodnie, można poleżeć na naguska i ponicnierobić, żarcie za darmochę, można w ścianę ponawalać i nikt się nie pulta, no ale niektórzy to już przesadzają. To tak, jakby z 10 lat temu kupować na Stadionie X-lecia dres z napisem MIKE i znakiem łyżwy w drugą stronę albo ADIBAS z siedmioma paskami. Ściema, fałsz, podróba.

Przyszła jednak kryska na Matyska. Udało mi się zdobyć zdjęcie takiego miglanca, który próbuje naśladować mnie w warunkach wiadomych... próbuje naśladować moją kapsułę! Jak go spotkacie, możecie przekazać: jak wyjdę, to pogadam z sierściuchem! Bez wątpienia jego życie się odmieni. Nie tylko jego!



wtorek, 9 sierpnia 2011

Już jutro...

Już jutro... 

Już jutro zaczyna się podróż...

Już jutro zaczyna się podróż mojej koleżanki!

(Myśleliście, że moja, co nie? Nie, ja tu jeszcze trochę posiedzę).


Jutro kumpela z innej kapsuły ma odlot, tak chyba ok. 14.00. Niestety nie uda mi się jej odprowadzić  - wiadomo, z przyczyn naturalnych.

Ciekawe, czy wszystko spakowała. W sumie nie ma tego wiele. Najważniejszy ten sznurek, którym te wszystkie dziwne smaki z góry spływają. Bez tego ani rusz. Jak sobie czasem pomyślę, że ktoś mógłby go odciąć, to aż mnie trzęsie! A reszta? Te wody... Te wody to mogą sobie odejść. Jutro już nie będą jej potrzebne.

Ciekawe też, czy czuje reisefieber, jak przed pierwszym lotem samolotem. Ciekawe, czy w ogóle czuje, że to już jutro. Trzymam kciuk (w ustach) za pomyślne rozwiązanie całej tej jutrzejszej sytuacji.

Mam nadzieję, że się dogadamy przy naszym pierwszym spotkaniu.

A teraz czas wracać do ćwiczeń. Albo nie - to wieczorem. Teraz sobie poleżę i porosnę...

piątek, 5 sierpnia 2011

Nowoczesne technologie

No to chyba nie zostanę fanem nowoczesnych technologii. Przynajmniej na razie. Jakiś czas temu wylądowałem w takim dziwnym miejscu, gdzie moją kapsułę wysmarowali jakimś żelem, a potem sonda naciskowa poszła w ruch. Dziwna sprawa. Niby nic strasznego, bo o ile pamiętam, to już nie pierwszy raz, ale mimo wszystko...

Zdjęcia 3D... 4D... 75D (a nie, to co innego). To chyba nie dla mnie. Dlaczego? Chyba poniższe zdjęcie mówi samo za siebie.

Co ja tam mam? Skrzela jakieś? Słuchawkę z zestawu głośnomówiącego? Co to jest? Chyba ja tak nie wyglądam?! Wprawdzie jestem tu sam, nie ma lusterek, ale to zdjęcie wybitnie wymaga ingerencji Photoshopa!

Pozostanę jednak fanem zdjęć dwuwymiarowych. Tam przynajmniej wyglądam jak człowiek (jeśli już mogę tak mówić; tato, mamo, mogę?). Głowa w miarę kształtna, ręce prześwietlone, ale kostki widać. Tak, 2D jest dla mnie.